Wszyscy wiemy, że czas jest bezcennym dobrem, dlatego tak ważna jest produktywność. Ta nieuchwytna abstrakcyjna kategoria wyznacza rytm naszego życia. Próby opanowania żywiołu tylko nakładają na nas mocniejsze pęta. Pułapką XXI wieku jest produktywność i obsesja oszczędzania czasu. Czy jednak zastanowiliśmy się po co? Co zrobimy z zachowanymi dwiema sekundami?
Zsumujemy by uzyskać dodatkowe pięć minut na pracę, otulenie dziecka na dobranoc, przejrzenie facebooka, powtórzenie włoskich słówek? Nie ma prawidłowej i błędnej odpowiedzi. Każdy sam ustala sobie życiowe priorytety. Warto jednak się zastanowić, nad celem osławionego zarządzania czasem. Jak już pisałem, nie ma czegoś takiego. Nie da się panować nad czasem, co najwyżej możemy zarządzać sobą i starać się jak najlepiej wykorzystać dane nam godziny, dni i lata.
Obsesja produktywności
W XXI wieku wpadliśmy w manię organizowania wszystkiego, obsesyjnego liczenia każdej minuty, upraszczania sobie życia, zwiększania efektywności. A jednocześnie mamy coraz mniej czasu. Chyba nie o to w tym chodziło. Sprawna organizacja ma służyć naszym potrzebom. W żadnym wypadku my nie powinniśmy podporządkować jej naszego życia.
Planujemy z myślą o naszych bliskich, hobby, wypoczynku, rozwoju. Tymczasem nie możemy na to wygospodarować ani minuty. Jesteśmy świetnie zorganizowani, pomocni, uczynni i bierzemy na siebie coraz więcej zadań. Jeżeli można coś wcisnąć do kalendarza, to przecież trzeba to zrobić. Na pewno? Okazuje się, że nie mamy czasu na nic, na czym nam zależy, bo naszą energię pochłania odhaczanie kolejnej pozycji na liście rzeczy do zrobienia. Pokolenie naszych rodziców pracując zawodowo i dysponując mniejszą liczbą technicznych ułatwień dysponowało czasem wolnym.
Organizacja- wróg czy przyjaciel?
Dobra organizacja nie jest celem samym w sobie, ma ułatwić nam życie, a nie je komplikować. Zanim zaczniemy ustalać kolejną listę, zastanówmy się na co chcemy przeznaczyć zaoszczędzony czas. Ustalenie priorytetów pozwoli nam ocenić, czy dobrze go wykorzystujemy. Tylko tym razem, kryterium niech nie będzie produktywność, rozumiana jako sprawność w wykonywaniu zadań, ale szczęście i dobre samopoczucie. Coraz częściej słyszymy, że nie trzeba pracować ciężko, za to efektywnie.
Jednak kult bycia „zajętym” ma się dobrze. Nadal licytujemy się ilością pełnionych obowiązków, zapchanymi kalendarzami i wypełnioną do ostatniej sekundy dobą. „Nie mam czasu” oznacza „Jestem pracowity, sumienny, można mi zaufać”. Wręcz nie wypada się przyznawać do posiadania wolnego czasu. Kiedy nieopatrznie to zrobimy, czeka nas wysłuchanie relacji o pracowitym życiu interlokutora. Z reguły rozmowa wygląda tak:
-Wieczorem, jak wrócę z dziećmi z parku, poczytam książkę
-O masz czas? Jak Ci zazdroszczę! Ja niestety muszę skończyć projekt, posprzątać mieszkanie…
-Też mam pracę, a mieszkanie jakoś się ogarnie.
-No tak. Niektórym to dobrze. Nie zależy im. Ja muszę wszystko zrobić doskonale. Nie mogę spać, jeśli mam nieposprzątane. Tak poświęcam się dla rodziny.
Tymczasem każdy ma 24 godziny w ciągu doby. Może je spędzać w różny sposób, ale osoby, które zdecydowały się nie przeznaczać ich na pracę, posądza się o lenistwo i egoizm. Dumnie noszony order pracoholika na szczęście powoli przenosi się do lamusa. Perfekcjonizm jednak ma się doskonale. Lubimy na niego narzekać, zarzekamy się, że chcemy się go pozbyć, ale nie robimy nic w tym kierunku.
Zewsząd atakują nas idealne obrazy idealnych ludzi, z ich doskonale białymi mieszkaniami, świetnie rozwijającymi się karierami, cudownymi rodzinami, wypełnionymi kalendarzami i dobami składającymi się z 48 godzin. To plemię super istot mieszka w Internecie w habitacie Instagram.
W codziennym życiu widuje się tylko ludzi, którzy starają się jak mogą, by osiągnąć doskonałość i zaspokoić wykreowane przez marketing potrzeby. Trudno od razu zdobyć idealne ciało, czy wymarzoną pracę, ale przynajmniej można mieć wypełniony kalendarz. Jeśli chcemy mieć czas dla siebie i bliskich zdobędziemy go kosztem, czegoś innego.
Pisząc ten wpis nie wypastowałem butów, nie obejrzałem serialu oraz nie wypiłem piwa z kolegą. Kiedy zdecydujemy się wykonać jedną czynność, jednocześnie rezygnujemy z innych potencjalnych aktywności. Rozsądne zarządzanie sobą w czasie może zmniejszyć liczbę rzeczy, z których trzeba zrezygnować, ale są pewne granice. Jak powiedział pewien domorosły filozof „Czas to nie stare majtki, nie rozciągniesz”. Z uporem próbujemy jednak tego dokonać. Sztuka rozciągania starych majtek nazywa się organizacja. Czasami prowadzi do zdumiewających rezultatów i pozwala nam poczuć się wygodnie w przyznanym nam wycinku kontinuum.
Dobra organizacja może nas wesprzeć w prowadzeniu piękniejszego życia. To doskonałe narzędzie, ale tylko narzędzie, nie bóstwo, któremu powinniśmy podporządkować naszą egzystencję. Ma pomóc nam uporać się z rzeczami, których nie lubimy, by móc skupić się na tym, co przynosi nam radość, satysfakcję i spełnienie.
Źle sobą zarządzasz, jeśli:
-nie masz czasu na wypoczynek,
-każdy twój dzień jest zaplanowany co do minuty i masz poczucie winy, jeśli zbyt długo żułeś kanapkę,
-praca nie daje ci żadnej satysfakcji,
-mimo nakładu pracy zadań nie ubywa, ciągle jesteś w fazie początkowej,
-nie wiesz co zrobić, jeśli jakimś cudem masz chwilę wolnego czasu,
-trudno się z tobą umówić, ponieważ ciągle jesteś zajęty.
-wszystkie twoje myśli obracają się wokół wykonania zadań.
Jeśli twoje życie może być opisane przez te stwierdzenia to znaczy, że albo jesteś źle zorganizowany albo organizujesz dla samego organizowania. W obu przypadkach czas na zmiany.