Nienawidzę, nie cierpię, nie znoszę sprzątania. Żadne słowa nie są oddać głębi mojej niechęci. Diabeł wzdryga się przed święconą wodą, a ja przed odkurzaczem. Na moje nieszczęście, a może szczęście, zależy od punktu widzenia, lubię żyć w uporządkowanej przestrzeni. Zatrudnienie specjalistki, na razie nie wchodzi w grę, więc radzę sobie najlepiej jak potrafię.
Postanowiłem zebrać wszystkie znane sobie metody walki z bałaganem, w nadziei, że coś mi poradzicie. Wiele ułatwiłoby, gdybym polubił sprzątanie, ale dotąd ten cud nie nastąpił. Jest o wiele lepiej niż dawniej, ponieważ odkąd zacząłem interesować się organizacją pracy, zbiera się o wiele mniej bałaganu, ale i tak, będę wdzięczny za wszystkie wskazówki. W moim przypadku problem jest dość złożony, rada “Sprzątaj rynek, a kąty zostaw” nie nadaje się do zastosowania, lubię porządek, a maskowanie bałaganu porządkiem nie jest.
Do tej pory sprawdza się:
- Playlista do sprzątania..Bez energetycznej muzyki ani rusz. To jak znieczulenie u dentysty Czas szybciej mija, a ścieranie kurzu przestaje być tak uciążliwe.
- Sprzątanie po okręgu, od góry do dołu. W ten sposób niczego nie muszę wycierać po raz drugi. Czyste podłogi oznaczają koniec katorgi.
- Używanie obu rąk. Jedną rozprowadzam środek do czyszczenia, drugą przecieram powierzchnię szmatką. Jedną wycieram kurz, drugą podnoszę przedmioty.
- Przenośny zestaw do sprzątania, a tak naprawdę dwa małe wiaderka jedno na na wodę, drugie na gadżety(suchą szmatkę, mokrą szmatkę i środek przeciwko kurzowi). Tak uzbrojony przemieszczam się od pokoju do pokoju. Spotkałem się z opinią, że najlepiej zestaw do sprzątania mieć zachomikowany w każdym pokoju, ale mi po prostu szkoda przestrzeni. Wiaderko nie nadaje się na Instagram, ale załatwia sprawę transportu.
- Długi kabel, nie muszę przenosić odkurzacza z pokoju do pokoju.
- Zamykanie okien podczas porządków, sprzątanie wieczorem, dziwne, ale gdy kurz przestaje “tańczyć” łatwiej daje się go pozbyć.
- Ścieranie kurzu najpierw na mokro, a potem wytarcie powierzchni do “sucha”.
- Zasada “dwóch minut”.Uczy odkładania rzeczy na miejsce, dzięki temu jest mniej do sprzątania, a jak mawiała moja babcia ” Nie tam jest czysto, gdzie się sprząta, ale tam gdzie się nie bałagani”, poza tym kilka rzeczy np.przetarcie płyty indukcyjnej, zamiecenie podłogi w kuchni, zajmują niewiele czasu, ale jeśli je zaniedbamy czeka nas żmudne odgruzowywanie mieszkania.
- Ograniczanie wszelkich bibelotów, może nadają domowi przytulności, ale zbierają kurz. Łatwo poradzić, żeby się ich pozbyć, zdarza się, że rzeczy mają wartość sentymentalną, a niektórzy ludzie po prostu lubią ozdóbki. Moja koleżanka, ma podobny do mojego stosunek do sprzątania, a jednak nie potrafi pozbyć się książek. Twierdzi, że dają jej poczucie bezpieczeństwa i wrażenie swojskości, co tydzień, góra co dwa , ściera kurz pod czytadłami i nie narzeka. Zresztą, ku radości miejscowej biblioteki, dba by luźno układać książki na półkach, więc ścieranie dość szybko idzie.
- Myślenie o sprzątaniu podczas większych zakupów. Czarne meble “ściągają” kurz, szklane powierzchnie trzeba polerować itd. Nie doradzam wyrzucania starych mebli, chyba, że kogoś na to stać. Jednak , jeśli ktoś planuje zmianę wystroju, warto wziąć to pod uwagę. Koleżanka kupiła zestaw, na którym w ogóle nie widać kurzu.
- Oszczędne stosowanie środków czyszczących. Zbyt hojne używanie płynu do mycia paneli powoduje, ze robią się zacieki, w rezultacie trzeba myć drugi raz.
- Luz w szafce na gadżety do sprzątania. Wszystko musi się dać łatwo wyjąć. Przemyślne konstrukcje z wiaderek, desek do prasowania, mioteł itp. powodują, że piramida się wali i trzeba ją układać na nowo.
- Zaplanowanie większego sprzątania raz w tygodniu i systematyczne ogarnianie mieszkania “przy okazji” metodą dwóch minut. Co się u mnie nie sprawdza.
1. Wyczytany na jakimś blogu sposób by w trakcie sprzątania przełączyć telefon na tryb głośno mówiący, dzięki czemu jednocześnie można robić swoje i rozmawiać. Może i tak, ale źle się z tym czuję, jakbym lekceważył rozmówcę, już wolę poprosić kogoś, by zadzwonił później.
2. Porada, “Jak masz wolne 15 minut posprzątaj półkę w szafie z ubraniami”. Myśl zacna, ale gdy mam wolne 15 minut, wolę poczytać książkę.
3. Wszelkie porady wymagające użycia patyczków do uszu, szczoteczki do zębów. Rozumiem, że od czasu do czasu może być taka konieczność, ale nie co tydzień.
4. Zabawa w Mc Gywera, doceniam wszystkich ekologów i osoby, które potrafią obyć się bez środków chemicznych, sam wykorzystuję ocet, sól i proszek do pieczenia, ale niechęć do sprzątania jest zbyt duża, bym chciał się bawić w małego chemika. Może kiedyś…
5. Twierdzenia typu “Czysty dom to czysta dusza. Nie żartuję naprawdę na coś takiego trafiłem.
6. Milion specjalistycznych gadżetów, osobne ściereczki do szkła, do drewna itp. Ja nie lubię sprzątać, zatem nie lubię wydawać pieniędzy na produkty do sprzątania, a potem je jeszcze układać, segregować itp. Wolę inwestować w przyjemności.
7. Powtarzanie sobie, że sprzątanie zapewnia dawkę ruchu. To prawda, ale i tak wolę machnąć kilka pompek. Zastaje mi powtórzyć prośbę z początku artykułu. Macie jakieś patenty na szybie ogarnięcie mieszkania? Pomożecie? Jeżeli ktoś zdołał przezwyciężyć niechęć do sprzątania będę wdzięczny za sugestie.