Pozwólcie, że przedstawię Wam Mietka – mojego wewnętrznego krytyka. Tak, nadałem imię, gościowi, który za każdym razem mówi mi, dlaczego przegram. Całkiem go lubię, gdyż pod warstwą zgryźliwości i sarkazmu kryje się wiele przenikliwości. Zadaje trudne pytania, wydobywa na wierzch głęboko ukrytą prawdę, a odpowiednio wykorzystany pomaga pozbyć się negatywnych przekonań.
Pudrowanie rzeczywistości afirmacjami: typu “Jesteś najlepszy”działa tylko do momentu wyjścia z domu. Bez względu na to, ile razy powtórzysz sobie, że jesteś zwycięzcą, wewnętrzny krytyk rusza razem z Tobą. W zależności jak go potraktujesz może stać się śmiertelnym wrogiem lub zbawcą.
Kim jest wewnętrzny krytyk?
Za wewnętrznego krytyka zwykło się uważać, głos, który mówi Ci, że jesteś beznadziejny, niczego nie dokonasz, nikt cię nie pokocha, na nic nie zasługujesz, jesteś brzydki, nudny… To ta część naszej osobowości, która postanowiła sabotować nasz rozwój. Zniechęca, dokucza, wyśmiewa podkopuje poczucie własnej wartości.
Dziwnie to zabrzmi, ale wewnętrzny krytyk nie chce dla Ciebie źle, na swój sposób próbuje Cię chronić: przed porażką, ośmieszeniem się i upokorzeniem. Pojawił się jako rezultat wielu ran otrzymanych w drodze do dorosłości. W każdym z nas od dzieciństwa tkwi ogromny głód niezaspokojonej miłości, ból odrzucenia i niezrozumienia. Karcące słowa rodziców i opiekunów zaczynają rozbrzmiewać w głowie i żyć własnym życiem.
Wyobraźmy sobie małego chłopca, który przewrócił się na rowerku i zaczął głośno szlochać. Idący obok tata pomagając mu wstać, zażąda jednocześnie, by nie był takim niezdarą i mazgajem. Jeśli podobne incydenty powtórzą się wystarczającą ilość razy, mężczyzna nie będzie potrzebował fizycznej obecności ojca, by poczuć się nieudacznikiem. Określenia “mazgaj” i “niezdara” w odpowiednich momentach podsunie mu jego własna podświadomość. Wewnętrzny krytyk jest częścią ciebie. Chce dobrze, ale skazuje cię na rozpacz i stagnację. W końcu jego celem jest przetrwanie, nie rozwój.
Strategie postępowania
Większość psychologów i coachów zaleca pokonanie wewnętrznego krytyka przy pomocy pozytywnych myśli. Jedno negatywne przekonanie np.: “Jestem idiotą” powinno być zastąpione pięcioma pozytywnymi np. “Miałem piątkę z matematyki na maturze, zatem muszę być inteligentny”. Moim zdaniem, w ten sposób tworzymy “wewnętrznego pochlebcę”, którego zapraszamy do tańca z “wewnętrznym krytykiem”. Gdy “krytyk” woła “stój”, “pochlebca będzie szeptał “idź”. Niezbyt ufam pochlebcom. Pozytywne przekonania na swój temat są pomocne pod warunkiem, że są prawdziwe. Tworzone naprędce egzorcyzmy mające wyplenić wieloletnie kompleksy po prostu nie działają. Lepiej zapisać się na terapię. Na dłuższą metę to najbardziej efektywna strategia.
Zalety wewnętrznego krytyka
Niszczący potencjał wewnętrznego krytyka można wykorzystać do własnych celów. To w końcu doskonały doradca. Kto lepiej Cię zna niż Ty sam? Gdy już zapomnimy o inwektywach, podczas konwersacji okazuje się, że jest mnóstwo racjonalnych powodów, by czegoś nie robić. Gdy czegoś się boimy lub nie chcemy nie oznacza to, ze powinniśmy na siłę pchać się w niewygodną dla nas sytuację. Kiedy pojawia się głos wewnętrznego krytyka warto posłuchać, co ma nam do powiedzenia, czy są to tylko inwektywy, czy pojawiają się też racjonalne argumenty? Z racjonalnymi argumentami warto się zmierzyć. “Nie rób tego, bo jesteś idiotą” różni się od “Nie rób tego, bo się nie znasz”. Strach może podsuwać właściwe rozwiązania ;”Skoro się nie znam, to się nauczę”. Przede wszystkim jednak pomaga skonfrontować się z prawdą o sobie.
Pertraktacje z samym sobą
Mój przyjaciel, powiedział mi kiedyś, że nie tylko nazwał swego wewnętrznego krytyka, ale jeszcze regularnie z nim rozmawiając ma coaching za darmo. W pierwszej chwili pomyślałem, że to żart, ale dla zabawy postanowiłem spróbować. Biorąc przykład z przyjaciela, za każdym razem, gdy „wewnętrzny krytyk” zaczynał mi dokuczać zadawałem sobie pytanie “Mietek, ale dlaczego Ty jesteś dla mnie taki podły”. Z odpowiedzi Mietka wychodziły wszystkie moje starannie ukrywane przed światem kompleksy. Precyzyjnie, sięgając do przedszkola i podstawówki potrafił udowodnić dlaczego nie uda mi się związek. Dzięki Mietkowi wiem, nad czym mam pracować.
Dotarcie do swoich barier jest niezbędne, by ich się pozbyć. Wspomnieniom można przeciwstawiać epizody psujące argumentację krytyka. Może i nie byłem orłem z fizyki, ale moje stopnie z chemii były całkiem niezłe. Może nie wyszło mi z Iwoną w VI klasie, ale licealna miłość do Małgosi trwała prawie całą szkołę średnią.
Wdzięczność i pozytywne myślenie
Wbrew temu co napisałem nie neguję wcale pozytywnego myślenia ani wdzięczności. Powiedzenie swemu wewnętrznemu krytykowi: “Mieciu, twierdzisz, że jestem niemiły, ale przecież mam kilku przyjaciół” pomaga zbudować prawdziwy obraz sytuacji. Wcale nie twierdzę, że wewnętrzny krytyk ma zawsze rację. Przyjazny obraz samego siebie, dostrzeżenie całego dobra, które nas otacza mogą uleczyć kiedyś zadane rany. Jednak by pozytywne przekonania stały się źródłem siły, muszą być prawdziwe.
Odchodząc od filozoficznych rozważań, co jest prawdą, a co kłamstwem, jeżeli chcemy mieć broń na “wewnętrznego krytyka” papierowy mieczyk nie wystarcza. Wspomnienie dokonań, które przejmują nas autentyczną, uzasadnioną dumą może uodpornić nas na argumenty podświadomości. Dorosła, mugolska wersja patronusa z “Harrego Pottera” bywa zdumiewająco skuteczna.