Czasami trzeba sobie odpuścić. Wszyscy wiemy, że odpoczynek jest niezbędny, by móc cieszyć się życiem, skutecznie wykonywać swoje zadania i zachować dobrą formę. Jednak większość z nas wiedzę tę ignoruje. Bywało, że doprowadzałem siebie do skrajnego wyczerpania, a potem dziwiłem się, że nic mi nie wychodzi i podejrzewałem wypalenie zawodowe. Mam nadzieję, że użycie czasu przeszłego nie jest tylko pobożnym życzeniem i już nigdy nie doprowadzę się do tego stanu.
Z opowiadań znajomych wiem, że nie jest to jednostkowe zjawisko. Wielu freelancerów po pierwszym roku pracy skarży się na chroniczne zmęczenie i spadek efektywności. Dotyczy to zwłaszcza tych, którzy pracę na etacie postanowili łączyć z dodatkowym zajęciem. Rzucili się w wir zadań, świetnie sobie radząc, brali kolejne aż w końcu życie zmieniło się pasmo szarych, jednostajnych, wyczerpujących dni. Próbowali odpocząć, ale nieoczekiwanie dla siebie odkryli,że nie potrafią się zregenerować.
U mnie w tym momencie zawsze włączał się instynkt samozachowawczy i na jakiś czas ograniczałem ilość zadań lub całkowicie sobie odpuszczałem. Sytuacja zawodowa nie pozwala mi na spontaniczny dwumiesięczny urlop, ale mogę pozwolić sobie na zwolnienie tempa. Powinienem teraz napisać, że po wypoczynku radośnie i rześko rzucałem się w wir pracy. Niestety, to tak nie działało. Po okresie niezbędnej regeneracji dawało znać o sobie “lenistwo pospolite” i najzwyczajniej w świecie wyszukiwałem kolejne preteksty, by dalej się wałkonić.
Kiedy sobie odpuścić?
Do tej pory uważałem, że po prostu mam instynkt samozachowawczy, ale na potrzeby wpisu przeanalizowałem swoje zachowanie przed decyzją o odpuszczeniu sobie. Po pierwsze pojawiało się ogromne zmęczenie. Nic mi się nie chciało. Należę do szczęściarzy, którzy lubią swoją pracę. Jednak nagle wszystko stawało się męczące, irytujące, uciążliwe. Krótki odpoczynek nie dawał żadnych efektów. Najczęściej znikała umiejętność wypoczywania. Przestawałem zajmować się rzeczami, które zazwyczaj mnie cieszą, łapałem się bezsensownym przeglądaniu poczty i surfowaniu po internecie. Nie dlatego, że coś mnie zainteresowało albo uprawiałem świadomą prokrastynację, po prostu nie potrafiłem zrobić nic innego.
Oczywiście nadal bohatersko parłem do przodu. Tylko robiłem przy tym głupie błędy, a co gorsza nie potrafiłem porządnie sprawdzić swej pracy. Kiedyś wysłałem raport z kardynalnymi, wręcz karygodnymi usterkami. Wcześniej naprawdę go sprawdziłem i uznałem,ze wszystko jest w porządku. Na szczęście kolega po cichu zwrócił mi uwagę zanim reszta zespołu to zobaczyła. Byłem tak otępiały, że nie widziałem, o co mu chodzi. Musiał zaznaczyć mi błędy na czerwono i pokazać jak pierwszakowi. To był ostatni raz.
Po tym epizodzie nauczyłem się szanować swój organizm i planować odpoczynek. To o wiele bardziej racjonalna taktyka niż okresy szaleńczej pracy z rzadka przerywane fazami odpuszczania sobie. Jednak tylko dzięki epizodom leniuchowania udało mi się uniknąć wypalenia zawodowego. Kiedy jesteś naprawdę zmęczony, żłopiesz kawę za kawą, nic cię nie cieszy, marzysz o przespaniu całej nocy i nie potrafisz się skupić przynajmniej na jakiś czas warto sobie odpuścić.
Na czym polega odpuszczanie sobie
Odpuszczanie sobie w większości przypadków polega na ograniczeniu liczby zadań. W idealnym świecie każdy mógłby wziąć dowolnej długości urlop, wyjechać gdzieś lub zająć się rzeczami, które nie wymagają intelektualnego lub fizycznego wysiłku. Nie żyjemy w idealnym świecie. Większość nas może tylko zwolnić tempo, zrezygnować chwilowo z zajęć dodatkowych, ograniczyć zadania do niezbędnego minimum.
Zacznij od porządnego wyspania się. Nie w weekend. Przez kilka bez względu na wszystko kładź się spać wcześniej. Pięć godzin snu w tygodniu i dwanaście z piątku na sobotę naprawdę nie naprawi problemu. Co najwyżej w niedzielę nie będziesz mógł zasnąć i w poniedziałek będziesz się słaniał na nogach.
Druga sprawa to dieta. Kiedy jestem zmęczony odczuwam ogromny apetyt na słodycze. Organizm podświadomie szuka źródła energii i znajduje. Jednak wiem z doświadczenia, że cukier tylko pogarsza sprawę. Warzywa i owoce szybciej pozwalają wrócić do formy. Przydaje się także umiarkowana dawka ruchu.
Problem z lenistwem pospolitym
Problem w tym, że niezbędne odpuszczanie sobie lubi przeradzać się w marazm i apatię. Być może podświadomość chce za wszelką cenę uniknąć kieratu, ale kiedy uświadamiałem sobie, że mogę zacząć działać pełną parą, odczuwałem dziwną niechęć do robienia czegokolwiek ponad niezbędne minimum. Skąd wiedziałem, że odzywa się lenistwo a nie instynkt samozachowawczy? Nagle znowu miałem jakieś zainteresowania, ludzie stali się jakoś mniej denerwujący, drogi prostsze, a kawa lepsza.
Kiedy coś robiłem, potrafiłem się nad tym skupić, od razu wyłapywałem błędy i nie traciłem czasu na gapienie się w monitor i szukanie “Y” na klawiaturze. Z jednej strony nie chciałem brać na siebie nowych zajęć, z drugiej uwierała myśl o nicnierobieniu. Wiem, że słusznie zrobiłem na chwilę zwalniając tempo, ale nie nigdy nie chciałem zostać człowiekiem, który sobie odpuścił. Wtedy zwykle brałem jakieś terminowe zlecenie, czasami nic nie mobilizuje lepiej niż ostateczny termin. Po zwiększeniu sobie liczby zadań okazywało się,że całkiem przyjemnie mi się pracuje. Najtrudniejszy jest pierwszy krok.
Okresy intensywnej pracy przeplatane fazami lenistwa to bardzo wyczerpująca i nieopłacalna forma wykorzystania czasu. Jednak czasami nie ma wyjścia. Gdy dojdziesz do ściany, odpuść sobie, a potem pomyśl, co robić żeby sytuacja się nie powtórzyła.