Pięć minut tu, kwadrans tam, pół godziny gdzie indziej i raptem niepostrzeżenie minęły dwie godziny. Kto ukradł część dnia? W moim domu żyją pożeracze czasu i regularnie ograbiają mnie z chwil z bliskimi, ciekawych lektur, inspirujących filmów, a nawet możliwości gapienia się w niebo leżąc na trawie.
Świadome chwile bezczynności uważam za regenerację organizmu, ciesząc się każdą minutą, wyciskam z nich, co się da. Ciężko pracuję, by móc się bezkarnie wałkonić. Jednak od czasu do czasu w moim życiu pojawiają się pożeracze czasu, które odbierają mi te błogie chwile, a to już wcale mi się nie podoba. Problem bezwartościowych, nadmiernie przedłużających się aktywności jest dobrze znany. Chyba każdy internauta z kontem na fejsbuku na własnej skórze przekonał się jak 5 minut zamienia się w 50.
Oczywiste marnotrawienie czasu łatwo rozpoznać, sytuacja przedstawia się wiele gorzej, gdy pożeracze czasu są częścią rutynowych zadań i nie da się całkowicie z nich zrezygnować. Obiektywnie rzecz biorąc przynoszą nam pewne korzyści, są wartościowym elementem życia, tylko poświęcamy im za dużo czasu i energii.
Moje pożeracze czasu
W różnych okresach różnie z tym bywało. Nie będę cofał się do czasów nastoletnich i wspominał o grach na telefon z epoki kamienienia łupanego, ale ograniczę się do tych pożeraczy czasu, z których nie mogę lub nie chcę całkowicie rezygnować.
1. Research do artykułów na bloga
Wymyślanie tematów czasem boli, ale to nic w porównaniu z wyszukiwaniem informacji,gdy mam gotowy koncept. Internet wsysa. Od linku do linku okazuje się, że całe popołudnie spędziłem serfując w sieci i nie znajdując nic konkretnego do pisanego akurat tekstu. Czasem przy tej okazji wpadają mi do głowy pomysły na kolejne wpisy, trafiam na użyteczne lub ciekawe treści, ale w większości sytuacji marnuję czas.
Dla eksperymentu napisałem kilka wpisów korzystając wyłącznie z informacji wyszukanych w tradycyjnych książkach. Jeden zero dla biblioteki. W końcu wyznaczyłem sobie limit czasu na wyszukiwanie materiałów. Wtedy zajmuję się tylko tym, gdy trafię na coś interesującego zapisuję w zakładach i czytam w czasie wyznaczonym na internet.
2. Prasowanie
Okazuje się, że najgorszymi pożeraczami czasu bywają najmniej lubiane czynności. Nie cierpię prasować, lecz jeszcze bardziej nie znoszę wymiętych ubrań. Moja praca wymusza na mnie schludny wygląd, sam z siebie lubię naturalne tkaniny. Jak wiadomo, one się gniotą. W dodatku przy całej swojej niechęci do prasowania, gdy już dorwę żelazko, to żadnej rysie nie przepuszczę.
Nawet jeśli po piętnastu rzeczach noszenia coś będzie wyglądało jak psu z gardła wyciągnięte, gdy trafia na wieszak, ma być nieskazitelnie gładkie. Nie, to wcale nie jest wina podcastów, które słucham lub filmów, które oglądam. Gdy prasuję w niczym niezakłóconej ciszy wykazuję objawy tego samego dziwactwa. W tym wypadku ratunkiem okazało się opanowanie techniki wieszania i składania, a także ograniczenie zawartości szafy.
Niby mając mniej ubrań, muszę prasować je częściej, ale tylko raz. Gdy szafa pękała w szwach rzeczy mięły się na wieszakach i trzeba było ponownie je prasować. Nauczyłem się, że odpowiednie wieszanie może uchronić przed prasowaniem, a porządne wieszaki i luz w szafie sprawiają, że ciuchy trzymają formę.
3. Hobby
Mam kilka zainteresowań poza tym od czasu do czasu dopada mnie szajba, czyli na przykład nagła, niepowstrzymana chęć uprawiania ogródka. Nawet przelotne pasje uważam za wartościowe i rozwijające, sęk w tym, że może i mam czas na wszystko, ale nie na wszystko naraz. Gdy każdą chwilę po pracy zaczynam przeznaczać na, dajmy na to, łucznictwo cierpią na tym inne sfery życia.
Nauczyłem się wyznaczać sobie czas na hobby. Nie z aptekarską dokładnością, niezbyt rygorystycznie, ale zwykłe mierzenie czasu pokazało kiedyś, ile przeznaczam go na pasję. Brak czasu dawał się odczuć w innych sferach życia. Zacząłem sobie wydzielać, łączyć z innymi aktywnościami, a przelotne zainteresowania traktować jak miły dodatek do codzienności. Nie ufam sobie w tym względzie, więc używam time trackerów.
4. Zakupy
Lubię robić zakupy, potrzebuję jedzenia, ubrań i wielu innych rzeczy. Nie przepadam tylko za kolejkami przy kasie. Zakupy bywają jednym z największych pożeraczy czasu. W moim przypadku najlepiej sprawdza się kupowanie online. Kocham też opcję dostawy prosto do domu, a chęć szperania i wyszukiwania niecodziennych składników zaspokajam raz w miesiącu odwiedzając specjalistyczne sklepiki.
5.Muzyka na youtube
Trochę głupio się do tego przyznać, ale do najgroźniejszych pożeraczy czasu należy kanał you tube. Gdy coś robię lubię słuchać muzyki, a internet podsuwa interesujące propozycje i sami wiecie, co się dzieje dalej. Czasami jakiś koszmarny utwór wyrywa mnie z transu, ale częściej klikam w utwory kolejnych wykonawców. W ten sposób trafiłem na kilka świetnych kawałków, ale co za dużo, to niezdrowo.
Pożeracze czasu są najgroźniejsze, gdy wnoszą do naszego życia niezaprzeczalną wartość. Chcę poznawać nowe rzeczy, słuchać muzyki i nosić wyprasowane ubrania. Problem pojawia się wtedy, gdy zaczynamy poświęcać im zbyt wiele czasu lub uwagi. Paradoksalnie najtrudniej dostrzec niszczący wpływ nielubianych czynności. Za muzykę na you tube w każdej chwili byłem gotów uderzyć się w pierś, ale do głowy mi nie przyszło, ile czasu tracę na prasowanie.