Tak samo jak lubię dobrą organizację, tak samo przeraża mnie jej nadmiar. Sztywne reguły, niezmienne procedury, eliminowanie wszystkiego, co nie przystaje do z góry założonego scenariusza grozi skostnieniem. Niespodzianki, spontaniczność i żywiołowość nadają życiu smak i koloryt. Z kolei brak jakiejkolwiek struktury grozi anarchią i rozmemłaniem. Lubię wytyczać swoje własne ścieżki, a do tego potrzebne są konsekwencja, dyscyplina i wyobraźnia.
Jak balansować między skrajnościami? Jak uporządkować swoje życie i nie popaść w skostnienie? Jak zachować beztroskę nie zaniedbując swych zobowiązań? Czy możliwe jest bycie produktywnym i zachowanie radości istnienia? Za każdym razem, gdy popadam w przygnębienie, zadając sobie te pytania, na ratunek przychodzą mi ludzie włoskiego odrodzenia. Mało jest równie produktywnych i zrazem żywiołowych epok w historii. Niezwykłe osiągnięciom w sztuce, literaturze, nauce towarzyszyły frywolność, sybarytyzm i uleganie namiętnościom. Nie zawsze dobrze się to kończyło, ale renesans uczy nas, że życie dobrze zorganizowane nie oznacza życia nadmiernie zorganizowanego.
Życie dobrze i nadmiernie zorganizowane
Poprzez życie dobrze zorganizowane rozumiem sytuację, w której człowiek uważa swe życie za wartościowe i spełnione. Wiedząc, że wiele od niego nie zależy mu na posiadaniu absolutnej kontroli nad każdym aspektem swego życia. Wiele, że swe staranie ułożone plany będzie musiał odłożyć lub przekształcić pod wpływem niespodziewanych okoliczności, ale wiedza ta nie spędza mu snu z oczu. Nie stracił ducha przygody, jest otwarty na nowe doświadczenia.
Nawet jeśli są niezaplanowane i nie wynikają z wytyczonej ścieżki rozwoju. Nie wpada w panikę, kiedy plan się wali albo ktoś proponuje inne rozwiązanie. Nie odczuwa potrzeby planowania każdego aspektu swojego życia. Oczywiście wpisze w kalendarz “spotkanie z przyjaciółmi”, zaproponuje dobrą pizzerię, ale nie będzie się dąsał, gdy całe towarzystwo będzie wolało pójść do zoo. Czasem nawet nie sprawdzi prognozy pogody i zmarznie w drodze do pracy.
Życie nadmiernie zorganizowane ma więcej wspólnego z nerwicą natręctw niż produktywnością. Techniki zarządzanie sobą w czasie stają się bronią przed chaosem, nieszczęściem i cierpieniem. Układnie planów zmienia się w kompensacyjny rytuał. Osoba nadmiernie zorganizowana planuje wszystko włącznie z czasem spędzanym w łazience. Co gorsza rozporządza czasem swych bliskich i narzuca domownikom swoją wizję życia. Ma to swoje dobre strony.
Dobra organizacja wiele ułatwia, nawet jeśli rodzina podśmiewa się z alfabetycznie ułożonych słoików z przyprawami, docenia wygodę. Do czasu, gdy okazuje się, że wszystko musi przebiegać wobec z góry ułożonego scenariusza. Na weekendowym wypadzie nie można siedzieć zbyt długo w kawiarni, bo plan zakładał godzinne zwiedzanie muzeum, w tym samym przybytku nie można zbyt długo utknąć przy jednej ekspozycji, bo trzeba zobaczyć trzy inne arcydzieła, a zostało tylko 20 minut, bo w planie jest jeszcze 40 minut na kawę w znanej kafejce. Szybciej, sprawniej, efektywniej, bez tracenia czasu na nic z góry określone jako bezużyteczne.
Czy musimy organizować wszystko?
Gdy ktoś przekona się jak bardzo planowanie potrafi ułatwić życie zaczyna rozpisywać swe życie na godziny. Dobra organizacja daje złudne poczucie kontroli. Nie możesz mieć pełnej władzy nad swym, własnym życiem. Możesz zrobić wszystko, by nie zachorować na raka, ale nie daje ci to gwarancji zdrowia. Możesz chronić swą rodzinę, ale nie jesteś w stanie zdalnie powstrzymać pijanego kierowcy przed uderzeniem w autobus, którym jedzie twoje dziecko. Możesz planować tylko to co zależy od Ciebie, liczyć się z nieprzewidywalnym i być gotowym na zmianę. Nawet w tym, co zależy od Ciebie nie musisz planować każdej sekundy.
W pracy planuję dość szczegółowo, ale rozporządzając czasem wolnym nie jestem aż tak skrupulatny. Gdy jadę na samotne wyprawy lub podróżuję z dziewczyną czasami robimy sobie dzień bez planu zwiedzania. Nawet jeśli go mamy, to rzadko realizujemy w całości. Po drodze niepodziewanie trafimy na interesujące miejsce, gdzieś się zasiedzimy lub stracimy ochotę, by oglądać jeszcze jedną atrakcję turystyczną. Kiedyś takie postępowanie wydawałoby mi się nonsensowne, ale nie żałuje zmiany nastawienia. Nie planuję też zbyt dokładnie czasu spędzonego z rodziną i przyjaciółmi. Najczęściej wpisuje daty, ale nie roztrząsam zbyt szczegółowo, co będziemy robić. Może pogramy w scrabble lub tabu, może pójdziemy na spacer albo obejrzymy wspólnie jakiś program dokumentalny.
Nie znaczy, że zawsze całkowicie “idę na żywioł”. Jeżeli chcę iść do teatru, to odpowiednio wcześniej rezerwuję bilety, gdy spodziewam się gości, dbam o poczęstunek, a gdy planuję wyjazd, mimo wszystko czytam o okolicznych atrakcjach. Staram się tylko nie popaść w przesadę i zostawić sobie margines swobody. Dobra organizacja nie oznacza życia według harmonogramu. W pracy muszę planować, więc odskocznią musi być życie prywatne.
Planowanie a inni ludzie
Organizując swój dzień musimy liczyć się z ludźmi wokół nas. Nie tylko w sferze zawodowej. Mogę sobie wpisać w kalendarz “czas z dziewczyną”, ale termin wcale nie musi pokrywać się z jej terminarzem;) Ludzie zbyt dobrze zorganizowani arbitralnie osądzają, co jest najlepsze dla ich rodzin, współpracowników i sąsiadów. Moja wolność kończy się tam, gdzie narusza swobodę kogoś innego. Nawet najlepiej zorganizowany człowiek nie może zapominać, że inni mogą nie chcieć tak uporządkowanego życia. Układając czas swym domownikom, przyjaciołom i całkiem obcym ludziom zapytajmy ich najpierw o zdanie.