Jak wiadomo skuteczne zarządzanie sobą w czasie potoczne nazywa się dobrą organizacją . Wymaga też planowania. O ile każdy chętnie określa się mianem osoby dobrze zorganizowanej, to wielu ludzi niemal rytualnie odżegnuje się od planowania. Jedno nie istnieje bez drugiego.
Nie da się być skutecznym bez uprzedniego przeglądu sekwencji czynności (chociażby w myślach), przewidzenia potencjalnych trudności, określenia w przybliżeniu ilości potrzebnego czasu.
Dziwi mnie powszechna niechęć do planowania, postanowiłem więc zebrać najczęstsze argumenty. Z przeciwnikami planowania zgadzam się w jednym: plan chociażby najdoskonalszy na nic się nie przyda, jeżeli nie jest realizowany. Brzmi to tak banalnie, że aż wstyd pisać, ale znam kilka osób, których dogłębnie zaplanowane biznesy nie wyszły poza stadia planowania. Doskonale wypieszczone plany są bez końca udoskonalane, a tymczasem inni realizują podobne koncepcje może w sposób mniej przemyślany, ale skuteczny Zgadzam się, że planowanie dla samego planowania to strata czasu, ale jest kilka twierdzeń, które uważam za szkodliwe.
W życiu nie da się przewidzieć wszystkiego
W domyśle nie warto planować. Każdy inteligentny człowiek zgodzi się z tym, że los jest nieprzewidywalny. W planach życiowych nie uwzględniamy wypadków, chorób, klęsk żywiołowych, ale wiemy, że się zdarzają, chociażby dlatego warto wziąć je pod uwagę . Nie zachęcam do wpisania w kalendarz hasła „Wypadek samochodowy- wtorek, 15 stycznia”, ale gorąco namawiam do gromadzenia oszczędności na wypadek kryzysu, dostrzegania oznak zagrożenia. Wielu ludzi w obliczu problemu stosuję taktykę strusia, nie chcą widzieć, nie chcą słyszeć, bo „Jakoś to będzie”. Nie o to w życiu chodzi by było „jakoś”. Mój znajomy, boi się, że za pół roku straci pracę, zamiast liczyć na cud, poszedł na kurs grafiki komputerowej. Jako pesymista ostrożnie obchodził się z pieniędzmi, zgromadził oszczędności pozwalające mu przeżyć rok bez pracy. Czy odniesie sukces nie wiem, ale uważam, że poradzi sobie z kryzysem lepiej niż ci, co bezczynnie czekają.
W życiu liczy się spontaniczność
Tak i dlatego je planuję. Ilekroć pytam ludzi wychwalających uroki spontaniczności, kiedy ostatni raz ułożyli bukiet z jesiennych liści, słyszę „YY, co, nie mam czasu na spacery po parku”. No właśnie, lepiej czytanie książki wpisać w plan dnia, niż nie czytać w ogóle. Zresztą jeżeli odpowiednio zaplanujemy dzień, to zostanie nam trochę czasu na spontaniczność. Planowanie przyjemności może działać motywująco. Znajoma mówi, że od kiedy przez godzinę dziennie pięć razy w tygodniu ćwiczy jogę, łatwiej jej zdążyć ze wszystkim, ponieważ stara się tak układać sobie dzień, by bez szkody dla pracy i rodziny, praktykować asany. Z reguły się udaje. Spontaniczne aktywności bywają cudowne. Cieszę się każdą minutą, między innymi dlatego, że umiejętność planowania ochroni przed zaległościami w pracy. Zabrzmi to dziwnie, ale dzięki planowaniu stać mnie na spontaniczność. Kiedyś dla eksperymentu przez miesiąc nic nie planowałem. Skutek był taki, że na nic nie miałem czasu.
Przeraża mnie myśl o planowaniu każdej minuty
Mnie też, dlatego tego nie robię. Planowanie ma pod tym względem złą prasę. Rzeczywiście są ludzie, którzy planują każdą minutę swojego dnia i świetnie funkcjonują. Jednak jeżeli ktoś odczuwa to jako daleko idące ograniczenie swej wolności, nie ma powodu, by to zrobił. Obecnie coraz większą popularność zdobywa postulat planowania 60% swojego czasu. Pozostałe 40% można wykorzystać na okoliczności nieprzewidziane lub działania spontaniczne. To 60% to tylko liczba, jeśli wydaje się za duża, to można planować 50% , jeśli kogoś na to stać. Jeśli jednak nie zaplanujemy chociaż części swojego dnia, to okoliczności przejmą władzę nad nami.
Chcę być wolnym człowiekiem
Tak, dlatego decyduję, co zrobię ze swoim czasem. To kolejna odsłona argumentu o spontaniczności. Ci, którzy planują swój dzień i po kolei realizują każdy punkt planu rezygnują ze swego człowieczeństwa degradując się do roli automatów. Po pierwsze nie trzeba planować dnia co do minuty(orędownicy wolności z tym utożsamiają planowanie). Po drugie planowanie czyni nas władcami swojego czasu. Co daje więcej wolności, płynięcie z prądem wydarzeń, czy próba nadania kierunku swemu życiu? Planowanie zakłada moc sprawczą, wymaga wzięcia odpowiedzialności za swe życie, wytyczenia kierunku oraz realizowania przyjętej strategii. Wymaga wyrzeczeń, ale uznanie siebie, za pana czy panią swojego losu ma w sobie więcej godności nie przyjęcie roli ofiary okoliczności.
Planowanie zajmuje czas
I je oddaje. Rzeczywiście, ułożenie planu zajmuje trochę czasu. Jednak opłaca się, ponieważ dzięki temu, możemy niejako odzyskać część dnia i przeznaczyć chociażby na błogie leniuchowanie. To tak jak ze zdrowym odżywianiem czy aktywnością fizyczną: długofalowe korzyści warte są nieuniknionych niewygód. Bieganie wiąże się przecież z praniem dresu, pomimo to jeszcze nigdy nie słyszałem, by zapalony biegacz zrezygnował, bo mu się nie chciało włączać pralki.
Nie umiem planować
Jeżeli ktoś sobie wmówił, że nie umie to rzeczywiście nic się nie da zrobić. Bywa, że ktoś próbował, ale szybko się zniechęcił. Być może próbował zbyt wiele osiągnąć w zbyt krótkim czasie. Być może wybrał nieodpowiednie dla siebie narzędzie lub bezrefleksyjnie stosował doskonałą technikę, do której nie był przygotowany. Weźmy Pomodoro, jeśli ktoś nie umie się skupić przez 10 minut, dlaczego miałoby mu się udać utrzymywanie uwagi przez 40 minut? Niech nastawi budzik na 12 minut.
Nie lubię planować
A czemu masz lubić? To tak jak z myciem zębów. Nikt się nie zastanawia, czy to lubi, czy też nie. Skutki zaniechania mogą być przykre, więc wszyscy myją. Planowanie po prostu się opłaca, dlatego warto znaleźć odpowiednią dla siebie metodę. Zamiłowanie do organizowania życia nie jest konieczne, chociaż wiele ułatwia.
Więcej wymówek nie pamiętam, ale za wszystkie serdecznie dziękuję i postanawiam nie stosować.